Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Czy pisać dalej SLD? |
Tak - pisz dalej, jest całkiem w cipkę. |
|
100% |
[ 5 ] |
Nie - odpuść sobie. |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 5 |
|
Autor |
Wiadomość |
aneq_6
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 10:23, 11 Lip 2009 Temat postu: Smak letnich dni [NZ] - roz. 1-5. [28.08] |
|
Mój pierwszy ff. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Mile jest widziana krytyka, ale na jakieś pochwały też liczę ;] Rozdziały bedą się pojawiać w miarę regularnie.
Trochę o opowiadaniu:
Wszyscy są ludźmia a charaktery trochę inne niz orginały. Bella - młoda, piekna, zdola dziewczyna - przylatuje do swej rodziny na wymarzone wakacje do Forks. Tam mieszka wraz z ciocią, wujkiem, kuzynką - Roslie, kuzynem - Jasperem. Pewnego dnia poznaje przypadkiem Edzia i tak zaczyna się ich dość ciekawa znajomość.
Więcej nie zdradzę
Zapraszam do czytania
BETA: xxpaolaxx :**
ROZDZIAŁ I
Wakacje. Nareszcie moje wymarzone wakacje nadeszły. Czy nauka się nie opłaca? Opłaca się. I to bardzo. Właśnie dzięki niej mogłam wylecieć do kochanej rodziny w Forks. Tak dawno ich nie widziałam. Przy naszym ostatnim spotkaniu, o ile pamiętam, miałam jakieś siedem czy sześć lat. Całe trzy miesiące w innym kraju.
Sprawdzałam czy niczego nie zapomniałam spakować, gdy nagle w drzwiach pojawiła się moja mama.
- Koteczku, tak się cieszę, że w końcu jest możliwość byś wyjechała na swoje wymarzone wakacje. - Cała promieniała ciesząc się moim szczęściem.
- Wiem, też strasznie się cieszę, mam nadzieję, że nie potraktują mnie jak typową dobrą uczennicę i do tego nudną. - Tak, niestety to była moja jedyna obawa. Mama zawsze chwaliła się jaka to utalentowana jest jej córeczka. Wiem, że dzieciaki nie lubią takich ludzi, dlatego się trochę boję. Ale ja nie jestem typową "dobrą uczennicą". Mam życie osobiste, lubię imprezować, a po prostu mam dobrą głowę do nauki. To tyle ze szkoły. Nic wielkiego.
Punktualnie o osiemnastej pojawiłam się na lotnisku. Nie lubiłam ckliwych pożegnań, dlatego rodzinka mi nie towarzyszyła na lotnisku. Czułam się taka samodzielna, niemal że dorosła, a miałam zaledwie siedemnaście lat. Jeszcze nigdy nie opuszczałam kraju samodzielnie. To jest mój debiut.
Zmęczona całym zamieszaniem na lotnisku, szybko zasnęłam w samolocie. Nie wiem ile dokładnie spałam, bo jakiś nieznośny bachor zaczął kopać w moje siedzenia.
Miałam ochotę wstać i wygarnąć jego rodzicom co sądzę o takich rozpieszczonych gnojach. Nigdy nie lubiłam dzieci. Może to przez kiepskie doświadczenie z moim przyrodnim dwu letnim bratem. Nie wiem. Bachory działają mi na nerwy. Jedyne czego jestem pewna, że jak będę szukać w Forks pracy letniej, na pewno nie będę niańczyć małych śmierdzieli. Wystarczy, że Renee kazała mi się opiekować Adasiem w weekendy. Adaś był dość energicznym dzieckiem. Zawsze mnie irytował. Ale to był mój brat i mimo wszystko go kochałam. Bardzo. Phil - mój, "wspaniały nowy tatuś" był ojcem małego. Nawet go trochę lubiłam, ale i tak miałam do niego żal, że rozbił moją rodzinę. Mój biologiczny ojciec - Charlie mieszkał za granicą. Niedaleko Forks i właśnie też dlatego się cieszyłam, że tam spędzę wakacje.
Leciałam do rodziny matki. Ciocia Sue i wujek Billy byli spoko rodziną. Mieli dwoje dzieci. Rosalie - piękna blondynka na widok, której miałam kompleksy oraz Jasper - też blondyn, który całkowicie był dla mnie neutralny.
Wylądowałam o dwunastej w południe. Było trochę zimno, ale ja lubiłam takie klimaty. Bez żadnych problemów poradziłam sobie na lotnisku, ponieważ angielski znałam perfekcyjnie tak samo i niemiecki. Wiedziałam, że ciocia i wujek wyjeżdżają na prawie całe wakacje. Miałam być sama z Rosalie i Jasperem.
Pojechałam taksówką pod znany mi adres wujostwa. Dom wyglądał przepięknie. Wiedziałam, że byli bardzo bogaci i to oznaczało ze pewnie i ich dzieci są rozpieszczone. Trudno, raz się żyje.
Drzwi otworzyła wysoka, piękna kobieta. Zapewne moja ciocia. Dawno jej nie widziałam. Tylko ze zdjęć ich pamiętam.
- O mój boże, jak się zmieniłaś, wejdź proszę - przywitała mnie ciepłym uśmiechem. Od początku wiedziałam, że będzie dla mnie jak druga matka podczas moich wakacji.
- Witaj ciociu, jestem Isabella, ale proszę, mów mi Bella. Miło mi ciocię w końcu widzieć.
- Och, słoneczko, mi też. Już nie mogliśmy się doczekać twojego przyjazdu. Może jest tu troszkę nudno, ale jestem pewna, że szybko się z kimś zakolegujesz. Na pewno Rosalie i Jasper ci pomogą. Chodź, pokażę ci twój nowy pokój, mam nadzieję, że ci się spodoba. - Pociągnęła mnie w stronę wysokich schodów.
- Jestem tego pewna. Macie piękny dom.
Stanęłam przed pięknymi, drewnianymi drzwiami. Sue lekko otworzyła drzwi i szczęka mi opadła. Byli cholernie bogaci. Pokój wyglądał jak z tych popularnych amerykańskich seriali. Był pomalowany na oliwkowo, a wielkie łóżko stało lewej stronie ściany. Idealnie. Miałam nawet komputer, ale i tak zabrałam ze sobą laptopa.
Sue zauważyła moją reakcję i lekko się uśmiechnęła.
- Rozumiem, że ci się podoba. To bardzo dobrze. Wszyscy chcemy żebyś się czuła jak w domu. Niestety za tydzień wyjeżdżamy. Mam nadzieję, że to nie kłopot, skarbie.
- Nie, oczywiście, że nie. Ciociu, tu jest doskonale. Dziękuję, że tak się staracie - zapewniłam ochoczo.
- Proszę mów mi Sue, postarzasz mnie - zaśmiała się melodyjnie. -A teraz cie zostawię, odpocznij, a jak byś czegoś potrzebowała to wołaj. Rosalie niedługo powinna wrócić, wyszła z przyjaciółmi. - Skierowała się w stronę drzwi.
- Dziękuję za wszystko Sue - krzyknęłam zanim zamknęła drzwi. To wszystko było jak sen. Cały ten dom, wakacje, Sue.
Wzięłam kąpiel, rozpakowałam się i zaczęłam się zastanawiać do dalej. Może bym sie gdzieś przeszła? Postanowiłam zwiedzić okolicę.
Zeszłam po schodach i skierowałam się
w stronę drzwi. Sue popatrzyła na mnie trochę zdezorientowana.
- Sue, idę troszkę pozwiedzać, dobrze? - nieśmiało się uśmiechnęłam. Ciocia tylko skinęła głową i posłała mi serdeczny i czuły uśmiech.
Pogoda się troszkę polepszyła. Słońce zaczęło z lekka wychodzić. Rzeczywiście Forks to chyba miasto zieleni. Wszędzie było cholernie zielono. Aż głowa zaczynała mnie boleć. Postanowiłam, że to zignoruję i ruszyłam przed siebie.
Prawdopodobnie kierowałam się w stronę miasta. Tylko pięć razy pytałam kogoś o drogę. Sukces. Ja pierdolę. Czuję się jak jakaś blondynka w supermarkecie, gdzie jest więcej niż trzy aleje. Żenujące, doprawdy.
W końcu po małych komplikacjach dotarłam do celu. Miasteczko było przestronne. Po obu stronach wąskiej ulicy było mnóstwo sklepów. Większość z nich to były kawiarnie. Z zaciekawieniem przyglądałam się im, gdy nagle moją uwagę przykuła grupka młodych ludzi. Po drugiej stronie jezdni, wokół dwóch samochodów, rozchodziły się śmiechy i okrzyki młodzieży. To było takie irytujące. Zachowywali się jak neandertalczycy. Z dezaprobata pokręciłam głową.
Skierowałam się przed siebie. Nagle jeden z tej grupki przeszedł przez ulicę i skierował się do kawiarni. Nic ciekawego. Jednak reszta jego przyjaciół bacznie go obserwowała i się śmiała. Ponownie mnie zirytowali. Chłopak wyszedł z kawiarni z paczką jakiś ciasteczek. Miałam dość dobry wzrok i bez problemu mogłam odczytać co jest napisane na opakowaniu, "Ciasteczka z niespodzianką". Interesujące. Zabawa na poziomie przedszkolaków.
Miedzianowłosy otworzył paczkę i całą jej zawartość wpakował do buzi. Kozak. Grupka jego znajomych wybuchnęła
śmiechem. Najbardziej było słychać bruneta, przypominającego niedźwiedzia. Bardzo zabawne. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Amerykanie to idioci.
A co mi tam, niech się cieszą jak głupki. Ruszyłam dalej przed siebie. Prawie już minęłam tego wariata, gdy nagle spostrzegłam, że on się krztusi. Zatrzymałam się i obróciłam. Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam mnóstwo paniki oraz strachu. Sama się przestraszyłam. Ludzie nadal go mijali. Chłopak upadł na kolana i złapał się za szyję. Grupka po drugiej stronie ulicy nadal się śmiała. A ja nie wiedziałam co mam robić. HELP!. Musiałam działać.
Szybko do niego podbiegłam. Odciągnęłam jego ręce i zaczęłam się zastanawiać, co teraz kurwa mam robić!
- Ja pierdolę, jak sprawdziany z pierwszej pomocy zaliczam na sześć, to teraz za chiny nie przypomnę sobie jak ocalić ci życie - zdezorientowana zaczęłam pleść po polsku. To i nawet dobrze, że nie rozumiał co do niego mówię.
- Wszystko będzie dobrze - zaczęłam sobie coś przypominać i zajęłam się ratowaniem mu życia. Jego zielone oczy cały czas były skupione na moich czekoladowych. Bałam się. Cholernie się bałam o jego życie. Powiedziałam mu to, ale i tak nic z tego nie zrozumiał. Nagle przestał się krztusić co oznaczało, że jednak mu pomogłam. Kamień spadł mi z serca. Ludzie zebrali się dookoła. Zauważyłam kątem oka, że i jego przyjaciele kierują się w naszą stronę. Ktoś wezwał karetkę. A więc mogłam już sobie pójść. Wstałam i szybko przecisnęłam się przez tłum. On nadal się na mnie patrzył, a chwilę potem zamknął swe piękne oczy. Byłam już spokojna. Szybko z stamtąd uciekłam.
ROZDZIAŁ II
Wróciłam do domu po bardzo ciężkim dniu. Cała rodzina już była i czekała na mnie w salonie. Niestety ja, w przeciwieństwie do nich, nie mogłam wykrzesać z siebie za grosz entuzjazmu.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale troszeczkę zabłądziłam - delikatnie skłamałam. Nie miałam zamiaru im mówić co tak
naprawdę się stało.
- Och, spokojnie skarbie. Podejdź tu na chwilkę. Pamiętasz
swoją kuzynkę? To Rosalie - wskazała na zniewalającą piękność. - A to jest twój kuzyn, Jasper - pokazała na przystojnego blondyna.
Cóż, trudno mi było powiedzieć, że jesteśmy rodziną. W ogóle nie byłam do nich podobna, a nawet miałam przy nich kompleksy.
- Cześć, jestem Bella. Dawno was nie wiedziałam - dodałam nieśmiało. Oboje wybuchnęli śmiechem, a blondynka podeszła i mnie przytuliła. Zrobiło mi się miło. Nie spodziewałam się takiego przywitania.
- Hej, Bello. Na pewno się zaprzyjaźnimy. Ty, ja i Alice. Zobaczysz, będzie fajnie. Zawsze chciałam mieć siostrę. - Te słowa dodały mi trochę otuchy.
- Witaj, siostrzyczko. Jestem Jazz, mam nadzieję, że też będziemy najlepszymi "przyjaciółkami" - zaśmiał się i mnie uścisnął. Teraz moje obawy były bezpodstawne. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl o swoich nowych "przyjaciółkach".
- Ej, pewnie jesteś zmęczona. Nie będę cię zamęczać już dziś, ale jutro coś wymyślę ciekawego - Rosalie ucałowała mnie w policzek i odprowadziła do pokoju.
Szybko się umyłam i położyłam do łóżka. Zaczęłam rozmyślać o tym, co się stało. Nadal bałam się o niego. Czy wszystko jest ok? Przypomniałam sobie, jak na mnie wtedy patrzył. Zaufał mi, a ja tak łatwo mogłam go zawieść. Możliwe było, że bym go nie uratowała. Ale dziękuję Bogu, że ta pierwsza pomoc na coś się zdała. Mam nadzieję, że już nie będzie tak kozaczył przed kolegami.
Zasnęłam, rozmyślając o tych zielonych oczach.
Wstałam około
dziesiątej rano. Dobrze mi się spało. Wszystko było idealne. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Sue i Billego nie było już w domu. Za to w salonie siedziało kuzynostwo z jakąś małą, szczuplutka i śliczną brunetką. Miała króciutkie włosy i obściskiwała sie z Jasperem. Pewnie to jego dziewczyna - pomyślałam. Gdy mnie zauważyli Rosalie się uśmiechnęła i podeszła do mnie tanecznym krokiem.
- Hej, słońce. Poznaj moją najlepsza przyjaciółkę, Alice - wskazała na dziewczynę. - Mam nadzieję, że się polubicie.
Uśmiechnęłam się, gdy Alice do mnie podbiegła i ucałowała w policzek.
- Witaj, Bello. Na pewno się zaprzyjaźnimy. Musisz jeszcze poznać moich braci. Niestety, jeden z nich jest w szpitalu. - Mówiąc to wyglądała na bardzo zmartwioną. Automatycznie jej nastrój mi się udzielił.
- O mój Boże, a co się stało?
- Edward miał mały wypadek, na szczęście został uratowany, ale mógł umrzeć. Może to głupio zabrzmi, ale zakrztusił się ciasteczkami z niespodzianką.
Powoli do mnie docierało co powiedziała Alice. Zamurowało mnie. Czy ja zawsze muszę mieć takie cholerne szczęście? Patrzyłam się całkowicie zdezorientowana na dziewczynę.
Co miałam jej powiedzieć? "Hej, to ja uratowałam twojego brata - wariata"?
- Wszystko w porządku? - machnęła
mi ręką przed oczami. Musiałam coś z siebie wydusić.
- T - tak. A jak się czuję? Wszystko ok, prawda? - wyszeptałam troszkę przerażona.
- Tak. Już wszystko jest dobrze. Dzięki Bogu jakaś kobieta go uratowała. Nikt nie wie kto to. Chciałabym jej podziękować. - Wyglądała na zatroskaną. Pewnie go kocha. W końcu to jej brat.
- Ważne, że już wszystko w porządku. Wyglądasz na zatroskaną. Pewnie bardzo go kochasz? - delikatnie zapytałam.
- O tak. Kocham nad życie tego debila - zachichotała. - Jest dla mnie jak przyjaciel. Może nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem. Może on nie jest zbyt mądry i odpowiedzialny, ale mimo to go kocham i to bardzo. - To było prawdą. Dziwiło mnie, że nie są razem. W końcu nie byli prawdziwym rodzeństwem.
- Ale to tylko i wyłącznie mój brat, nic więcej -dodała ponownie i wtuliła się w Jazza.
- A jak tam twój drugi brat? Też jest taki jak Edward? - zapytałam z ciekawością. Rosalie się uśmiechnęła i wyglądała na rozmarzoną.
- Niee. Emmett jest trochę bardziej poukładany. Poza tym jego pilnuje Rose. - Teraz zrozumiałam. Wszyscy byli ze sobą zeswatani.
- Ale Edward nie ma tyle szczęścia. Co dzień ma inną panienkę. To smutne. Chyba już nigdy się nie zmieni - westchnęła z żalem Alice.
- Oj, Alice. Nie martw się. Twój brat ma po prostu swój własny styl życia. Jednak wczoraj, to na serio myślałem, że to koniec - odezwał się Jasper.
Wszyscy się martwili o tego dupka. Choć go nie znałam to wiedziałam, że nim jest.
Dzisiejszy dzień minął wspaniale
. Tak samo i następne cztery. Alice i Rosalie naprawdę się ze mną zaprzyjaźniły. Nie zwracały uwagi na to jak się uczę. Liczył się mój charakter. Nie wspominały już o Edwardzie. Najwidoczniej palant miał dużo szczęścia i szybko wyszedł ze szpitala. A co mi tam. Nie mój interes. Mam nadzieję, że nigdy się nie dowie, kto go uratował.
Tego dnia Alice i Rose miały się ze mną spotkać, w kawiarni na mieście. Wytłumaczyły mi jak mam tam dojść. Trochę się umalowałam, bo nie chciałam wyglądać jak flejtuch. Pewnie pojawi się tam Em - chłopak Rose. Jeszcze go nie poznałam. Założyłam krótkie spodenki i bluzkę w kratkę. Normalnie i bez przesady. Po czym skierowałam się w stronę miasta. Dotarłam tam w rekordowym tempie. Od razu zauważyłam gdzie siedzą dziewczyny. Pomachałam im, ogromnie je polubiłam.
- Cześć, dziewczęta kochane. Coś zamawiamy? - spytałam z uśmiechem.
- Hej. Zapewne tak, ale poczekamy jeszcze chwilę na Emmetta i Edwarda. Mają tu zaraz przyjechać by cię poznać - wyszczebiotał chochlik.
Zamurowało mnie. Nie chciałam by Edward mnie rozpoznał. A było to, w tym wypadku nieuniknione.
Z zamyślenia wyrwała mnie Rose.
- O, już jadą. Nie martw się, Bello. Na pewno cię polubią. Zobaczysz. - Próbowała mnie pocieszyć. Ale to nie pomagało. Chwila desperacji i musiałam coś wymyślić. Coś mega głupiego. Niestety, ale tylko takie pomysły przychodziły mi najczęściej do głowy.
- Muszę iść po... ciastko - krzyknęłam i natychmiast zerwałam się z krzesła.
- Niee. Musisz ich poznać. Poczekaj. Zaraz coś zamówimy, Bello. - Alice zaprotestowała. Nie zwróciłam jednak na nią uwagi. Szybko popędziłam w stronę wejścia do kawiarni.
Przez szybę zobaczyłam, że koło nich zatrzymał się samochód. Z volvo wysiadło dwóch chłopaków i dziewczyna. Zapatrzyłam się w nią. Była to wysoka blondynka o niebieskich oczach. Typowa truskawkowa panienka. Zapewne nowa zdobycz Cullena - pomyślałam. Zorientowałam się, że moja kolej na złożenie zamówienie.
- Ekhm, poproszę ciastko z kremem - wyszeptałam nadal na wpółprzytomna.
- Przykro mi, ale już nie ma - wycedziłam przekleństwo. Zdesperowana popatrzyłam na wystawę ciast. Zauważyłam tylko wielki, kremowy tort.
-To poproszę ten tort.
Ekspedientka podała mi go, a ja zastanawiałam się co dalej. W końcu wzięłam go w ręce na wysokość twarzy i wyszłam na zewnątrz.
Dostrzegłam kątem oka, że dziewczyny patrzą na mnie zdezorientowane. Nie dziwiłam im się. Sama do końca nie wiedziałam co robię.
- Eee... Bello. O ile pamiętam miałaś iść pilnie po ciastko, a nie po tort - wykrzywiła się Rose. Na szczęście mojej twarzy nie było widać.
- Ekhm... No ten, że tego. Nie było ciastka. Rozumiesz to!? Normalnie nie było ciastka, a ja musiałam coś zjeść... i wzięłam... se... tort...mniam? - gubiłam się w słowach. Robiłam z siebie kompletną idiotkę. Modliłam się w duchu, aby przeżyć następne piętnaście minut.
Alice podeszła do mnie i delikatnie walnęła łokciem.
- Może byś się tak przywitała? Nie gryzą. Nie bój się - uśmiechnęła się i popchnęła mnie w ich stronę.
Spanikowałam. Nie wiedziałam co mam robić. Myśl! Myśl! Do jasnej cholery myśl! Nie zważając na to, że patrzy na mnie spora grupa osób, postawiłam tort na stole i zatopiłam w nim twarz. Prawdopodobnie to Emmett wybuchł śmiechem. Reszta stała i milczała. Powoli wyjęłam głowę z tortu i otarłam oczy. Z nieśmiałym uśmiechem spojrzałam na zgromadzonych. Tak, ten największy wybuchł śmiechem.
- Witam was - wyszeptałam lekko. Rozzłoszczona Alice złapała mnie za ramię i wyszeptała do ucha:
- Co ty, do jasnej cholery robisz, dziewczyno?
Dobre pytanie, sama chciałabym to wiedzieć.
- Och, bardzo mi miło, Bello, jestem Emmett - przywitał się brunet z promiennym uśmiechem. Od razu go polubiłam.
- Mi też jest miło cię poznać - zakłopotany Edward tylko skinął głową.
Zauważyłam, że cukierkowa blondyna pożera go wzrokiem. Wkurzyło mnie to. W sumie co mnie to obchodzi? Ale i tak mnie to denerwowało.
Edward i Emmett coś szeptali. Ukradkiem usłyszałam kawałek:
- Czy ona jest normalna? Bo jak dla mnie to nie za bardzo - skrzywił się zielonooki.
- Edziu, nie przesadzasz? Jak dla mnie jest boska. Dziewczyna ma po prostu apetyt i trzyma linię. Ciekawe czy umie gotować.
- Jak dla mnie to jest upośledzona... lekko. - Powoli się denerwowałam, ale udawałam, że nie słyszę co mówi ten dupek.
- No tak. Ale jak by ci dała dupy po trzech dniach znajomości... - przy tym zdaniu spojrzał na blondynę - ... to byłaby zapewne boska - dokończył z przekąsem.
Edward tylko się zaśmiał i albo mi się wydawało albo się za lekko rozmarzył. I wiem zapewne o czym.
- No cóż, będę już lecieć, bo... muszę się pouczyć... - Nie wiedziałam co powiedzieć. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię.
Wszyscy krzywo na mnie spojrzeli. A ja wiedziałam, że tu nie pasuję. Przynajmniej nie teraz.
- Ale przecież są wakacje, Bello? - Alice była zdesperowana moim zachowaniem. Wzruszyłam ramionami i odparowałam:
- Tak, ale ja tam wolę pierwsze miesiące szkoły przespać i dlatego w wakacje uczę się, na pierwszy semestr.
Oczywiście to były same głupoty. Nigdy nie uczyłam się w wakacje.
- Ok, Alice, daj się dziewczynie uczyć. A umiesz gotować? - zapytał z ciekawością Em.
Uśmiechnęłam się i lekko przytaknęłam. Pomachałam wszystkim i skierowałam się w stronę domu, z kremem na twarzy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aneq_6 dnia Pią 10:57, 28 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Alex
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 16:00, 11 Lip 2009 Temat postu: |
|
przepraszam bardzo ale już mi się rzygać chciało jak przeczytałam o co mniej więcej bieda
Znowu Edłord znowu Bala.
Ludzie ile można ?!
ale przechodzę do tekstu
Niby coś innego ale przypomina mi "tysiące" innych FF.
Co mi sie nie spodobało. Na pewno to że jest wplątana Polska w opowiadanie.
Wkurzały mnie powtórzenia w pierwszym rozdziale ale to pryszcz.
ogólnie to nie jest źle ale może być lepiej.
Zdarzało mi sie że czytając miałam uśmiech na twarzy i za to plus.
"Najbardziej było słychać bruneta, przypominającego niedźwiedzia." tym mnie rozwaliłaś xD
czekam na kolejne rozdziały i weny
pozdrawiam
Alex
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xxpaolaxx
Administrator
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Sob 16:38, 11 Lip 2009 Temat postu: |
|
A ja powiem tylko tak: Alex, nie zniechęcaj się do tego ff-a bo nie jest on taki jak inny. Bella nie jest taka słodka, a Edward taki szarmancki jak zwykle. Słońce, wiesz, że piszesz wspaniale. Czekam aż wyślesz mi kolejny rozdział, bo do tego, który mi przesłałaś, to kończy się w takim momencie, że..... wrrrr!
Cytat: | A umiesz gotować? - zapytał z ciekawością Em. |
mój ulubiony Emmett, zawsze z humorem. Ulubione powiedzonko, choć potem będą ciekawsze Ciii! Już milczę xD
Weny^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bliss
Administrator
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 23:21, 11 Lip 2009 Temat postu: |
|
Wide Awake - tak, widac, ze je uwielbiasz. Nie wiem, mozesz zaprzeczyc, ale te przeklenstwa brzmia jakby byly skopiowane z tamtego pomyslu. Wedlug mnie, troche sie na tym wzorowalas. Tylko tam to brzmalo tak... 'z klasa', tutaj byly wepchniete na sile...
Pierwszy rozdzial zupelnie mi sie nie podobal, jakbym jeszcze raz czytala ksiazke mowiaca o dziewczynie, ktora miala manie wyzszosci. Nawet jej nie skonczylam, bo zanudzaly mnie te ciagle przechwalki... Sposob bycia Belki, wszystkie jej mysli - nie odpowiadaly mi. Mozna wykreowac postac, ktoraj takie zachowanie wyglada na jak najbardziej naturalne, jednak tu, przynajmniej dla mnie, jest to sztuczne.
Drugi rozdzial - pod koniec rzeczywiscie zaczelam sie smiac, jej glupota mnie przerazila. I wlasnie ta glupota. Ma byc niedobra dziewczynka, prawda? To spojrz na Edwarda z WA. On jest przeinteligentny, potrafi wyskoczyc z niezlym tekstem, ale nie zachowuje sie w ten sposob.
Przeklenstwa + idiotyczne zachowanie = deblizm. Chyba nie o to tu chodzilo.
Wyrazenia tego typu, ok - czasami naprawde pasuja, ale w tym wypadku robisz z niej megaglupia. A ma byc niby taka inteligentna...
Bledow bylo niestety duzo.
Rozdzial 1
Cytat: | Cała promieniała ciesząc się moim szczęściem. | Przecinek przed 'cieszac'.
Cytat: | Mam życie osobiste, lubię imprezować, a po prostu mam dobrą głowę do nauki. | Powtorzenie.
Cytat: | Punktualnie o osiemnastej pojawiłam się na lotnisku. Nie lubiłam ckliwych pożegnań, dlatego rodzinka mi nie towarzyszyła na lotnisku. | Powtorzenie. Drugie 'lotnisko' niepotrzebne.
Cytat: | To jest mój debiut. | To 'byl' jej debiut.
Cytat: | Może to przez kiepskie doświadczenie z moim przyrodnim dwu letnim bratem. | 'Dwuletnim' - razem.
Cytat: | Jedyne czego jestem pewna, że jak będę szukać w Forks pracy letniej, na pewno nie będę niańczyć małych śmierdzieli. | 'Bede', 'nie bede'..., ogolnie cale zdanie brzmi dosyc dziwnie.
Cytat: | Adaś był dość energicznym dzieckiem. Zawsze mnie irytował. Ale to był mój brat i mimo wszystko go kochałam. Bardzo. Phil - mój, "wspaniały nowy tatuś" był ojcem małego. Nawet go trochę lubiłam, ale i tak miałam do niego żal, że rozbił moją rodzinę. | 'Byli'? To juz nie zyja? Czas terazniejszy!
Cytat: | Mój biologiczny ojciec - Charlie mieszkał za granicą. Niedaleko Forks i właśnie też dlatego się cieszyłam, że tam spędzę wakacje. | On tez juz umarl? Dziwnie zbudowane druge zdanie. Na pewno nie powinno sie tak zaczynac.
Cytat: | Rosalie - piękna blondynka na widok, której miałam kompleksy oraz Jasper - też blondyn, który całkowicie był dla mnie neutralny. | '...kompleksy, oraz...' - to bylo wtracenie.
Cytat: | Bez żadnych problemów poradziłam sobie na lotnisku, ponieważ angielski znałam perfekcyjnie tak samo i niemiecki. | '...perfekcyjnie, tak...' - tez wtracenie.
Cytat: | Wiedziałam, że byli bardzo bogaci i to oznaczało ze pewnie i ich dzieci są rozpieszczone. | Przecinek przed 'ze' i przed drugim 'i'.
Cytat: | - O mój boże, jak się zmieniłaś, wejdź proszę - przywitała mnie ciepłym uśmiechem. | Dokladnie. O moj Boze, blagam, 'Boze' z malej?
'...prosze. - Przywitala...'
Cytat: | - Witaj ciociu, jestem Isabella, | Przecinek przed 'ciociu'.
Cytat: | Był pomalowany na oliwkowo, a wielkie łóżko stało lewej stronie ściany. | Czegs tu brakuje.
Cytat: | Wszyscy chcemy żebyś się czuła jak w domu. | Przecinek przed 'zebys'.
Cytat: | A teraz cie zostawię, odpocznij, a jak byś czegoś potrzebowała to wołaj. | Przecinek po 'potrzebowala'.
Cytat: | Skierowała się w stronę drzwi.
- Dziękuję za wszystko Sue - krzyknęłam zanim zamknęła drzwi. To wszystko było jak sen. Cały ten dom, wakacje, Sue.
Wzięłam kąpiel, rozpakowałam się i zaczęłam się zastanawiać do dalej. Może bym sie gdzieś przeszła? Postanowiłam zwiedzić okolicę.
Zeszłam po schodach i skierowałam się w stronę drzwi. | Powtorzenie, przecinek przed 'Sue', przed 'zanim', troche duzo 'sie' - mozna to jakos zastapic, literowka.
Cytat: | Wszędzie było cholernie zielono. Aż głowa zaczynała mnie boleć. | To drugie zdanie... Jakos nie pasuje. To z bolem glowy moznaby wplesc w tekst jakos inaczej.
Cytat: | W końcu po małych komplikacjach dotarłam do celu. | Przecinek po 'W koncu'.
Cytat: | Po obu stronach wąskiej ulicy było mnóstwo sklepów.
Większość z nich to były kawiarnie. | Powtorzenie.
Cytat: | Najbardziej było słychać bruneta, przypominającego niedźwiedzia. | Bez przecinka.
Cytat: | - Wszystko będzie dobrze - zaczęłam sobie coś przypominać i zajęłam się ratowaniem mu życia. | '...dobrze. - Zaczelam...'.
Cytat: | Nagle przestał się krztusić co oznaczało, że jednak mu pomogłam. | '...krztusic, co...'.
Cytat: | Szybko z stamtąd uciekłam. | Eee... 'z stamtad'? Co to znaczy? 'Stamtad' = 'z' + 'tamtad'. Chyba logiczne, ze 'z' niepotrzebne.
Rozdzial 2
Cytat: | - Och, spokojnie skarbie. | Przecinek przed 'skrabie'.
Cytat: | To Rosalie - wskazała na zniewalającą piękność. - A to jest twój kuzyn, Jasper - pokazała na przystojnego blondyna. | 'Wskazala', 'pokazala' - z wielkich liter, a przed myslnikami - kropki.
Cytat: | Jestem Jazz, mam nadzieję, że też będziemy najlepszymi "przyjaciółkami" - zaśmiał się i mnie uścisnął. | Kropka przed myslnikiem, 'zasmial' - z wielkiej.
Cytat: | Nie będę cię zamęczać już dziś, ale jutro coś wymyślę ciekawego - Rosalie ucałowała mnie w policzek i odprowadziła do pokoju. | Kropka po 'ciekawego', pierwsze zdanie troche nieskladne...
Cytat: | Gdy mnie zauważyli Rosalie się uśmiechnęła i podeszła do mnie tanecznym krokiem. | '...zauwazyli, Rosalie...'
Cytat: | Poznaj moją najlepsza przyjaciółkę, Alice - wskazała na dziewczynę. | Kropka po 'Alice', po myslniku z wielkiej, ogonek.
Cytat: | Mówiąc to wyglądała na bardzo zmartwioną. | Przecinek po 'to'.
Cytat: | - Wszystko w porządku? - machnęła mi ręką przed oczami. | 'Machnela' - z wielkiej.
Cytat: | Kocham nad życie tego debila - zachichotała. | '...debila. - Zachichotala...'
Cytat: | Rosalie się uśmiechnęła i wyglądała na rozmarzoną. | 'Usmiechnela sie i wygladala' - jakos to nie psuje. '...usmiechnela sie, a wyraz jej twarzy wskazywal na to, ze na chwile sie rozmarzyla'.
Cytat: | Choć go nie znałam to wiedziałam, że nim jest. | Przecienek przed 'to'.
Cytat: | Tego dnia Alice i Rose miały się ze mną spotkać, w kawiarni na mieście. | Bez przecinka.
Cytat: | Wytłumaczyły mi jak mam tam dojść. |
Przecinek przed 'jak'.
Cytat: | Od razu zauważyłam gdzie siedzą dziewczyny. | Przecinek przed 'gdzie'.
Cytat: | Mają tu zaraz przyjechać by cię poznać | Przecink przed 'by'.
Cytat: | Nie chciałam by Edward mnie rozpoznał. | To samo...
Cytat: | - Przykro mi, ale już nie ma - wycedziłam przekleństwo. | 'Juz nie ma' to przeklentwo? Wow... o_O '...ma. - Wycedzilam...'.
Cytat: | - Eee... Bello. O ile pamiętam miałaś iść pilnie po ciastko, a nie po tort - wykrzywiła się Rose. | '...tort. - Wykrzywila sie...'.
Cytat: | Do jasnej cholery myśl! | Do jasnej cholery, przecinek po 'cholerze', bo to wtracenie.
Cytat: | - Czy ona jest normalna? Bo jak dla mnie to nie za bardzo - skrzywił się zielonooki. | '...za bardzo. - Skrzywil sie...'.
Cytat: | ęłęóEdward tylko się zaśmiał i albo mi się wydawało albo się za lekko rozmarzył. | Literki na poczatku raczej zbedne, chociaz 'ęłęóEdward' mnie rozsmieszyl, a poza tym - przecinek przed drugim 'albo'.
Cytat: | - Tak, ale ja tam wolę pierwsze miesiące szkoły przespać i dlatego w wakacje uczę się, na pierwszy semestr. | Bez przecinka.
Ogolnie - przecinki, dialogi, powtorzenia. Dosyc czesto nie podobala mi sie budowa zdan, ale tego juz nie wypisywalam.
Co do samego tekstu, nie powalil mnie na kolana. Sama fabula nie jest zla, zarazilo mnie tylko zachowanie i tok myslenia Belli, ale wykonanie... To ze Belka ma byc tu niegrzeczna i niezupelnie ulozona nie oznacza, ze tekst tez ma takim byc. Nie czytalo sie plynnie, zgrzytaly zdania, skupialam sie na bledach, nie odpowiadal mi styl.
To twoj debiut, nie chce cie zupelnie zdolowac ani zrazic, ale mam swoje zdanie. Wiem, ze nie bedziesz dla mnie zmieniac swojej wizji glownej postaci, ale to glownie przez nia wyrazilam taka, a nie inna opinie.
Zajrze tu, kiedy dodasz kolejny odcinek i mam nadzieje, ze moj komentarz bedzie bardziej pozytywny.
Pozdrawiam i zycze weny
Bliss
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bliss dnia Śro 19:15, 15 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
aneq_6
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 11:00, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
Rozumiem, że może się nie podobać. W takiem razie nikogo nie zmuszam do czytania Kto będzie chciał to przeczyta, a kto nie to nie przeczyta. Dziękuję za krytykę. Zawsze to jakaś wskazówka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Duffy
Nowonarodzony
Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 12:28, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
Po pierwsze to brawa za odwagę i powiększenie działu ff. A teraz do rzeczy...
Cytat: | przepraszam bardzo ale już mi się rzygać chciało jak przeczytałam o co mniej więcej bieda
Znowu Edłord znowu Bala. |
Jak dla mnie, to fajnie, że ff jest o nich, mimo że Bella zachowuje się dziwnie.
Wiele zdań ma nie naturalną konstrukcję. Wyrazy, które miały być w środku umieściłaś na końcu. Według mnie źle to brzmi.
Choć do bety należy poprawianie błędów- dużo powtórzeń i ogrom błędów interpunkcyjnych, których wypisywać nie mam zamiaru. Zrobiła to już wcześniej Bliss, chwała jej za to. Wcisnęłaś tam kilka bezsensownych zdań, który zepsuły całą myśl. I te przekleństwa....Ogólnie miałam wrażenie, że nie piszesz tego, bo sprawia Ci to przyjemność, a dlatego, żeby po prostu było.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale wydarzy się coś bardziej interesującego, bo po przeczytaniu pierwszego- drugi rozdział czytałam już na siłę. Myślałam, że będzie lepiej. Mam nadzieję, że weźmiesz pod uwagę choć część z uwag ze wszystkich komentarzy.
Życzę weny i pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kizia-Mizia
Człowiek
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraśnik
|
Wysłany: Nie 21:31, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
Hmmm..
Zobaczyłam tego ff'a i pomyślałąm jak większość.
Znów Edward-Bella, jakieś trudności, a potem sa razem.
Może troszkę jestem zbyt krytyczna, bo sama sie wzielam za tekst tego typu, ale w koncu tłumaczę nie dla mnie, a dla ludzkości...
Ale wracajac do tematu.
Pierwszy rozdzial byl dla mnie nudny.
Może dlatego, że wprowadzenia zwykle sa dla mnie nudne, ale taka rada na przyszłość.
Początek jest najlepszy, gdy zaczyna sie od razu coś dziać i w pomiędzy te zdarzenia są wplątane wyjaśnienia co i jak.
To jest tylko moje zdanie
W drugim się rozkręciło. Oczywiście kocham wszystkie teksty Emmetta, więc jak najwięcej ich xD
Za kilka rozdziałów, to może jeden z nich umieszczę za Twoją zgodą pod bannerem
No i trzeba Ci też przyznać jeszcze jedno.
Umiesz, dziewczyno kończyć rozdział.
Z takimi zakończeniami, każdy będzie chciał przeczytać nastepny rodział.
No i wielkie brawa, że zdobyłaś się na odwagę, żeby umieścić swój tekst pod ostrzałem...
Podsumowanie:
Pomimo tego, że to znów E&B, to mi sie podoba, więc życzę weny i czekam na następny rozdział z utęsknieniem.
Mizia :*
P.S. Dziewczyny z góry (adm. i mod.). Jeśli wplotłam coś nie na temat, to przepraszam, ale to wszystko wypłynęło tak bez dłuższego zastanowienia, wiec jest szczere, a chyba to sie liczy no nie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aneq_6
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 13:00, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
Następny rozdział Kizia-Mizia - możesz wstawić tekst Emmetta gdzie tylko chcesz, nie mam nic przeciwko
BETA: xxpaolaxx :**
ROZDZIAŁ III
Rozdział III
Minęły już dwa dni, od mojego ostatniego spotkania z Edwardem. Bardzo się cieszyłam, że mnie nie rozpoznał. Oby tak dalej - pomyślałam. Od rana Rosalie mówiła coś, o jakiś urodzinach. Jednak ja jej nie słuchałam. Dlatego też, kiedy siedziałam spokojnie w pokoju i słuchałam muzyki, a ona nagle wparowała, bardzo podekscytowana, byłam zaskoczona.
- Dziewczyno! Na co ty czekasz? Za dwie godziny idziemy do Cullenów, na urodziny Esme! To przyjęcie z klasą, więc musimy ci wybrać jakąś suknię. No, ruchy!
Słuchałam jej i czułam, że zaraz zemdleję. Gdy już szło tak dobrze i udawało mi się go unikać, nagle ktoś mi wyjeżdża z przyjęciem, i to jeszcze w jego domu, a w dodatku, on na nim będzie!
- Eee... no, a czy ja... muszę... iść? - spytałam niepewnie.
Rosalie tylko pokręciła głową z dezaprobatą i rzuciła mi na łóżko niebieską sukienkę. Spojrzałam na nią z grymasem, a ona w odpowiedzi się uśmiechnęła.
- Zakładaj to, słoneczko. Jeszcze nie wszystko stracone. Teraz bracia Alice poznają cię z trochę innej strony.
- O, nie! Ja nigdzie się nie wybieram, a na pewno nie założę tego czegoś - mówiąc to, wskazałam palcem na granatową tkaninę.
- Założysz! I będziesz w niej wyglądać świetnie.
Podeszła do mnie i zaczęła bawić się moimi długimi, brązowymi włosami.
- Świetnie. Masz loki. Tu podepniemy, a tu chwycimy, ooo, a tu to może coś podetniemy? - mruczała pod nosem. Szybko wstałam z łóżka i przybrałam postawę bojową.
- Nie jestem jakąś pieprzoną lalką, Rose.
- Oj, nie przesadzaj. Tylko żartowałam. Sama się umalujesz i uczeszesz - powiedziawszy to, prędko wymknęła się z mojej oazy i nawet nie zdążyłam zaprotestować.
Siedziałam jeszcze chwilę w milczeniu, a zaraz po tym postanowiłam działać. Wzięłam szybki prysznic i usiadłam na łóżku, zastanawiając się co dalej.
Chwyciłam suknię. Była śliczna. Ale nie dla mnie. Ewidentnie nie dla mnie. Po dłuższym namyśleniu, jednak ją założyłam.
Następnie się umalowałam. Lekko podkreśliłam swoje czekoladowe oczy. Charakterystyczna blada cera ładnie się z nimi komponowała.
Róż nie był mi potrzebny. Wystarczyło, że ktoś powiedział coś w stylu "ładnie wyglądasz", a rumieńce same wykwitały na moich policzkach.
Uznałam, że delikatny makijaż jest czasem potrzebny, jednak zazwyczaj się nie malowałam. Teraz przyszła pora na włosy. Delikatnie je wysuszyłam, dzięki czemu, powstały piękne, naturalne loki. Nie lubiłam ich kiedyś. Z czasem to się zmieniło. To właśnie te oto włosy, wyróżniały mnie od tych pustych lal. Zawsze były długie, falowane i ciemnoczekoladowe. Podobały mi się. Urodę miałam po ojcu. Szkoda, że sama tego nie mogłam ocenić. Wszyscy w rodzinie mówili mi, że wyglądam jak sobowtór mojej babci. Niestety, nie miałam jej zdjęć.
Włosy całkowicie rozpuściłam. Bez żadnych ceregieli. Prostota była idealna. Powiem szczerze, że sama sobie się spodobałam. Czułam się taka, kobieca?
Zeszłam na dół. Wszyscy już czekali. Jak zawsze niepotrzebnie znalazłam się w centrum zainteresowania. Jasper mnie zaskoczył. Stał na wprost mnie, z rozdziawioną miną. Zachichotałam.
- O co chodzi, jeśli można wiedzieć? - spytałam, nie ukrywając rozbawienia. Rose stała zdębiała i tylko wydukała:
- Wyglądasz nieziemsko, wow!
Oczywiście się zarumieniłam. Ja pierdolę, czy moi rodzice nie mogli się bardziej o mnie postarać?
- Chyba powinniśmy już iść. Jeszcze się spóźnimy, a to nie wypada - powiedział nagle Billy. Wszyscy przytaknęliśmy i skierowaliśmy się w stronę Cullenów.
Dojechaliśmy w jakieś piętnaście minut. Dom, a raczej hacjenda wyglądała cudownie. Jak z tych słynnych, amerykańskich seriali. W środku było już pełno gości. Miałam nadzieję, że dzięki temu Cullen mnie nie zauważy, jednak nadzieja matką głupich.
- Witaj, Esme. Wszystkiego najlepszego, przyjaciółko. - Sue uścisnęła kobietę. Wszyscy zaczęli składać jej życzenia. Ja też coś tam wybąkałam. Była bardzo miła, zachowywała się tak, jak bym była jej bardzo bliska. Może jej kogoś przypominałam? Chwilę potem Rose i Alice pociągnęły mnie w stronę kominka, gdzie znajdowało się całe towarzystwo. Odruchowo zaprotestowałam, ale na marne. W oddali dostrzegłam, że Edward bacznie mi się przygląda. A może mi się tylko zdawało? Tak, z pewnością jestem przewrażliwiona.
- Hej, Emmett. Co tam słychać? - zapytałam z grzeczności. Brunet się wyszczerzył i odpowiedział, drocząc się z moją kuzynką.
- Witaj, Bello. Wyglądasz olśniewająco - spojrzał na Rose i kontynuował. - Jesteś zdecydowanie najpiękniejszą dziewczyną jaką dziś zobaczyłem. - Oczywiście ja się zarumieniłam, a Rosalie posłała mu piorunujące spojrzenie. Widok ten był bezcenny. Naprawdę.
- Och, Em wybacz, ale jestem pewna, że ktoś tu przebija mnie o głowę - uśmiechnęłam się i puściłam oczko Rosalie.
Po tej krótkiej wymianie zdań zaczęłam kręcić się po domu. Cały był pełny. To dobrze. Większe prawdopodobieństwo, że chłopak mnie nie zauważy. Byłam pełna pozytywnych wibracji.
Szybko dostrzegłam Alice. Podeszłam do niej.
- Cześć, Alie.
- Och, Bello, wyglądasz... nieziemsko, kochana. Chodź musisz przywitać się z ludźmi. - Pociągnęła mnie w stronę tłumu. Kiedy tak przepychałyśmy się to, beznadziejna elita Forks pożerała mnie wzrokiem.
Edward*
Zajebiście skurwiony wieczór. Urodziny Esme, wszyscy musieliśmy je obchodzić ze sztucznych uśmiechem, na ustach. Taa, marzenie, a szczególnie, kiedy napierdala cię łeb po całości. Wszyscy zaczęli się już schodzić. "Elita Forks", jak zawsze zaskoczyła swym popieprzonym lookiem. To będzie istna masakra. Na dodatek jeszcze zwalona, kuzynka Swan miała być specjalnie u nas ugoszczona. Taki zajebiście milutki gest, żeby zrobiło jej się miło. A co ona, kurwa, mnie obchodzi? Zresztą, nieważne. Nagle zobaczyłem Stanleyów. O kurwa! Jest tu Tanya i Jess. Naprawdę, kurwa nie dobrze. Jak się skapną, że chodzę z nimi, w tym samym czasie to już nie żyję. Dlaczego ja zawsze mam takie zajebiste szczęście? W takich chwilach, jak ta, poważnie się cieszę, że mamy dość duży dom. Po dłuższym namyśle stwierdziłem, że mógłbym zabawić się z nimi obydwiema. Przelecę Jess, w gabinecie mojego ojca, a z Tanyą rozprawię się po imprezie. Gdy tak planowałem, to automatycznie się uśmiechnąłem. Może być jeszcze całkiem ciekawie. Kiedy już wszyscy goście przyszli, nadszedł czas, by oficjalnie rozpocząć przyjęcie. Zobaczyłem powaloną rodzinkę Swanów. Jak ja nie lubiłem Rose. Może dlatego, że wolała Emmetta ode mnie, trzy lata temu? Teraz to mi to wisi.
Kiedy tak patrzyłem w ich stronę, Alice do mnie podeszła.
- Edziu, chodź, poznasz Bellę. Na pewno ci się spodoba - zachichotała tak, jakby to, kurwa, było śmieszne.
- Nie chcę poznać kolejnej psychopatki napalonej na mnie. Ale i tak w tamtą stronę się kieruję, bo muszę coś powiedzieć Emmettowi.
Podszedłem do kominka, gdzie była już reszta moich przyjaciół. Stała tam oczywiście kurewsko piękna Rose, Em, Jasper i tyłem, jakaś nieznana mi dziewczyna.
- Elo, Em, mam sprawę - rzuciłem szybko.
- Spokojnie. Wiem o co ci chodzi i jak już mówiłem; wszystko załatwię. A teraz nie przeszkadzaj, bo chcę zatańczyć z moją piękną, Bellą - wymruczał i przelotnie spojrzał na wściekłą Rosalie.
Ja sam zdębiałem. Cholera, czy on chce tańczyć z tą wariatką? Coś na pewno go musi boleć.
Alice tylko zachichotała i zaczęła tańczyć z Jazzem. Emmett podszedł do Rosalie i pocałował ją w policzek. To był tylko jeden z jego głupich żartów.
Brunetka stojąca do mnie tyłem nie ruszyła się ani o milimetr. Kurwa, żeby nie było, że cham ze mnie, albo jakieś takie gówno, to się przywitam - pomyślałem sceptycznie.
Podszedłem bliżej nieznanej mi osoby i lekko zamruczałem.
- Witaj, Bello. Chyba nie miałem dziś okazji, przywitać się z tobą - wyciągnąłem ku niej rękę. Jej twarzy, jednak nadal nie widziałem.
Bardzo powoli podniosła swoją głowę i spojrzała na mnie z grymasem. Z początku nie zrozumiałem, o co jej chodzi. Nagle wspomnienia trafiły we mnie, ze zdwojoną siłą. O Słodki Jezu!
To był mój anioł. Tak, ten sam, który uratował mi życie tydzień temu. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Ten cały tort na jej twarzy. Ukrywanie się przede mną. Tylko dlaczego? Szukałem jej, kazałem się wypytać kolegom, czy wiedzą kim ona była. Nic o niej nie wiedzieli. Wszystko jasne. Dokładnie tydzień temu, ona tu przyjechała. Dokładnie tydzień temu, powierzyłem jej swoje marne życie i nie zawiodłem się.
Bella nerwowo poruszyła się w stronę drzwi. Chciałem ją złapać i podziękować, ale stałem jak słup soli. Nagle oprzytomniałem. Zacząłem biec w jej stronę.
- Ej... Hej! Hej! Bello! Poczekaj chwilkę. - Błyskawicznie znalazłem się przy niej.
- Czy my się gdzieś już nie spotkaliśmy? - zapytałem spokojnie.
- Eee... Nie, nie sądzę. Jestem tu od niedawna więc to niemożliwe - odparła nieśmiało.
Dlaczego wciąż uciekała? Czy ja wyglądam, aż na takiego dupka? Możliwe. Nie zbyt miło było, przy naszym ostatnim spotkaniu. Trzeba to naprawić. A potem jej powiem, że ją rozpoznałem.
- No tak, może mi się tylko wydawało. Ale zatańczysz ze mną, prawda?
Lekko się zarumieniła i skinęła głową. Piosenka była wolna, więc byliśmy bardzo blisko siebie. Wiedziałem, że to ona mnie uratowała. Teraz łamałem sobie głowę, jak by tu się jej odwdzięczyć.
Bella, przez cały taniec czuła się sztywno. Mi blisko niej, było wręcz zajebiście. Chyba nie jest, aż taką wariatką. What? Zaraz... Co ja mówię? Nieważne, chyba muszę ją troszkę polubić, tak by przynajmniej wypadało. Moi i jej staruszkowie jadą niedługo, na "wspólnie biznesowe wakacje". To oznacza, że ja, Em i Jazz zorganizujemy imprezę roku. Trzeba ją przekabacić na swoją stronę, żeby nie pisnęła słówkiem. Łatwa sprawa, no, bo kto nie poleci na boskiego Cullena?
- Wybacz, ale muszę się zbierać do wyjścia - wyszeptała, wyraźnie speszona moją osobą. Słodkie.
- Och, nie. Zaczekaj. Jest jeszcze wcześnie! Niestety, szybko straciłem ją z pola widzenia.
Po dzisiejszym wieczorze byłem pewny kilku rzeczy:
1 - Bella była dość mądra i odważna.
2 - Całkiem ładna i malutka.
3 - Zajebiście słodko się rumieniła.
Bella*
O nie! To istny koszmar. Dlaczego musiałam z nim tańczyć? W sumie to i tak dziękuję Bogu za to, że mnie nie rozpoznał. I mam nadzieję, że już nigdy, sobie o mnie nie przypomni.
- Bella, skarbie, gdzieś ty się podziewała? Jedziemy już, księżniczko - uśmiechnęła się rozradowana Rose.
- Już, już idę.
Przy wejściu czekali na nas Cullenowie, Sue i Billy. Serdecznie się uśmiechali i wymieniali swe poglądy, na temat wspólnych wakacji.
- Śliczniutka ta wasza kuzynka. Słyszałam, że jesteś bardzo mądra - zagadnęła mnie pytająco, matka Edwarda.
- Naprawdę, trudno mi jest ocenić, ale jestem zadowolona ze swoich wyników z edukacji - wybąkałam nieśmiało.
- Nauka to żaden wstyd. To rzadkość spotkać takie pilne dziecko - spojrzała się na swoje dzieci z dezaprobatą, - Niektórzy powinni brać z ciebie przykład. - Tym razem posłała wrogie spojrzenie, tylko miedzianowłosemu przystojniakowi. - Szczególnie ty, Edwardzie. Przydałoby ci się podłapać pary dobrych wskazówek, od nowej koleżanki.
Teraz chyba stanęłam w płomieniach. Krew z całego mojego ciała przemieściła się na policzki. Cholera.
- Ależ oczywiście, mamo. Na pewno Bella będzie chciała mi pomóc, ale teraz są wakacje i ona sama musi odpocząć, nie wspomnę już o sobie. Mnie też się coś należy. - Chłopak wyjaśnił ironicznie, chcąc pokazać, że on tu jest najważniejszy. Pępek świata, a to dobre. Niech zmiata, w niczym mu nie pomogę. Wara przystojniaczku, było się uczyć, słońce.
- Edwardzie, przypominam Ci, że masz do zaliczenia dwa przedmioty w sierpniu. Może powinieneś poprosić Bellę o pomoc? Nie ma się co wstydzić. Prawda, Bello, że pomożesz mu? Na pewno na dobre wam to wyjdzie - Esme uśmiechnęła się zachęcająco. I co ja mam teraz zrobić, do jasnej cholery? HELP!
Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco. Sam Edward wyglądał tak, jakby czegoś oczekiwał.
- O... oczywiście. Jeśli to konieczne, to z chęcią pomogę - wydukałam nieśmiało, cały czas mając nadzieję, że się rozmyśli.
- To wspaniale, skarbie. A więc pojutrze wpadniesz do nas, co? Może tak o... siedemnastej? Co ty na to? Później Edward cię odwiezie. Pieniądze nie grają roli, dostaniesz tyle, ile zechcesz - dokończyła prędko kobieta.
- Wykluczone. To tylko koleżeńska pomoc naukowa, nie korepetycje. Żadne pieniądze nie wchodzą w grę - mówiąc to, uśmiechnęłam się nieśmiało. Na pewno nie będą od nich wyciągała kasy, choć by mi się przydała. Ale co sobie o mnie pomyślą? Z drugiej strony, za te godziny męczarni z tym pacanem, powinni mi dużo zapłacić. Nagle, moje rozmyślania przerwał głos gospodyni.
- No dobrze, jak wolisz, skarbie. To o siedemnastej, w piątek. Dobrze, Edwardzie?
- Tak, tak. Wiesz, mamo, to jednak wspaniały pomysł. Będę mógł, dzięki temu też bliżej poznać się z Bellą - puścił do mnie oczko. Blee. Zbierało mi się na wymioty. Co on sobie myśli, do jasnej cholery?
- No, to my się już będziemy zbierać. Dzieciaki się spotkają w piątek. Wszystko ustalone. Esme, zapewniam Cię, że nauka z Bellą nie pójdzie na marne. - powiedział ochoczo Billy, zupełnie tak, jakby mnie znał.
- Dziękuję bardzo, że się zgodziłaś, Bello. Nauka Edwarda zapewne będzie dla ciebie męczarnią, ponieważ do tej pustej głowy, ciężko wbić jakąś wiedzę. - Z tą męczarnią trafiła w samo sedno. Kurczę, a jakby się z tego wyplątać? Nie, nie mogłabym potem spojrzeć w oczy, matce Edwarda. Trudno, jakoś to przeżyję.
- Do zobaczenia. - Esme zaczęła nas wszystkich całować w policzki. Zdecydowanie za słodko.
Po powrocie do domu, jak najprędzej chciałam zapomnieć o tym dupku. Szybko wzięłam prysznic i zasnęłam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aneq_6 dnia Wto 13:02, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Duffy
Nowonarodzony
Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 15:00, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
Ogólnie rozdział mi się podobał.
Fajnie, że Edward jest niegrzecznym chłopcem. xD Tyle, że chłopak olewa wszystko i wszystkich i nagle, jak tylko ją poznał, zaczyna latać za Bellą. Jak dla mnie, to dziwne.
Błędy niestety są nadal. Bliss wypisała je w pierwszym i drugim rozdziale, a Ty nawet nic nie zmieniłaś. Dziewczyno, litości... To na co je wymieniać?
Sporo powtórzeń.
Cytat: | Oczywiście się zarumieniłam. Ja pierdolę, czy moi rodzice nie mogli się bardziej o mnie postarać? |
Nie rozumiem: po co znowu te przekleństwo...
Cytat: | Mi blisko niej, było wręcz zajebiście |
Nie używa się "mi" na początku zdania
Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Duffy dnia Wto 15:00, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bliss
Administrator
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 17:57, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
aneq_6 napisał: | W takiem razie nikogo nie zmuszam do czytania Kto będzie chciał to przeczyta, a kto nie to nie przeczyta. | Rozumiem tez, ze nikomu nie zabraniasz. Dodalas nowy ff, przeczytalam z ciekawosci, a ze napisalam dosc krytyczny komentarz, to nic na to nie poradze. Wyrazilam swoja opinie, a to mi wolno.
Teraz jest juz lepiej. Pomysl nadal wydaje mi sie troche nudnawy, bo jak zwykle mamy E&B, ktorzy za soba nie przepadaja, a potem bedzie big love. Ale ok, czytam, bo chce, nikt mnie nie zmusza. Najciekawsza byla chyba ta akcja z ciastkiem na samym poczatku, teraz juz maly zastoj. Mogloby sie cos wydarzyc na tych urodzinach. Ed moglby naprawde ktoras przeleciec, a nie, on sie zakochal w swoim aniele. Licze na jakas ciekawe zdrzenie w najblizszym czasie.
Bledy nadal byly, nie bede ich wypisywac, bo po pierwsze, ty i tak masz to w d**** (chociaz ja w swoim tekscie robilabym wszystko, zeby byl poprawny), a po drugie, to az tak mi sie nie nudzi. Nie byloby tak zle, gdyby nie te przecinki. Ich tu jest ZA DUZO. Na przyklad w tym zdaniu:
Cytat: | Minęły już dwa dni, od mojego ostatniego spotkania z Edwardem. |
Wydaje mi sie, ze zostalo to potraktowane w ten sposob:
Minęły już dwa dni (od kogo? od czego?), od mojego ostatniego spotkania z Edwardem.
I niby wyglada to na zdanie podrzednie zlozone, bo mozemy wstawic tam pytanie, ale do cholery, to NIE jest zdanie zlozone. Mamy tylko JEDNO orzeczenie! Nie MOZEMY rozdzielac jego przecinkiem.
I takich przykladow moglabym wypisac jeszcze wiecej.
A to mnie dobilo:
Cytat: | Po dłuższym namyśleniu, jednak ją założyłam.
|
Po dluzszym namysle! Blagam, nad takimi rzeczami nawet nie trzeba sie zastanawiac. To sie samo uklada...
Jest juz lepiej, nie mowie nie, ale zobaczymy co bedzie dalej.
Bliss
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 19:54, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
ten rozdział mi sie za bardzo nie podobał
pierwszy o wiele lepszy
Niektóre przekleństwa można było wywalić tak samo jak powtórzenia
ale pisz dalej zobaczymy co z tego wyjdzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kizia-Mizia
Człowiek
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraśnik
|
Wysłany: Czw 14:08, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
Nadal mi sie podoba.
Nawet trochę bardziej.
Pomimo tego, że miłość E&B juz jest oklepana, to ciekawi mnie, czy jakos inaczej rozwiniesz ichy znajomosc, niz kazdy, kto o nich pisze.
Czekam z utęsknieniem na następny rozdział.
:*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aneq_6
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 10:53, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
OMG. Przepraszam, że tak długo nic nie wrzucałam. Teraz dopiero wracam do świata żywych. Ostatnio miałam duże problemy zdrowotne i nawet nie miałam siły wstać do komputera. Ale teraz koniec tej paplaniny. Wrzucam dwa rozdział i cieszmy się moim przypływem weny.
BETA: nieustraszona przed moimi błędami xxpaolaxx :**
Rozdział IV
Dzień zaczął się koszmarnie. Rose od początku ględziła o jutrzejszym spotkaniu z Edwardem. Chytrze, postanowiłam to wykorzystać i wypytać się o niego.
- Ok, a więc, jaki jest ten cały Edzio? - zapytałam, niby od niechcenia. Rose się lekko zamyśliła i szykowała całą jego charakterystykę.
- Jest chamski, bezczelny, nie szanuje niczego i nikogo. Taki podrywacz, coś w tym stylu. Nie przepadam za nim, ale jest mi go żal. Bardzo się zmienił odkąd umarli jego biologiczni rodzice.
- To on nie mieszka od dziecka z Esme i Carlisem?
- Mieszka. Jego rodzice żyli, a on mieszkał u Cullenów.
- Nie bardzo rozumiem. Skoro jego rodzice żyli, to dlaczego mieszkał u obcych?
- Edward pochodzi z patologicznej rodziny. Biedaków, czy jakoś tak. Biologiczni rodzice oddali go do domu dziecka, kiedy miał roczek, a następnie adoptowali go Cullenowie. Jakieś dwa (liczebniki słownie!!) lata temu, tamci się odezwali do niego. Przypomnieli sobie o synku, bo potrzebowali kasy na alkohol i prochy. A wtedy Edward poczuł, że musi pomóc rodzicom. Wszystko niby pięknie. Mówili mu, że chcą zacząć od nowa, że chcą by z nimi utrzymywał kontakt. Chłopak wielokrotnie pytał się ich, czy nie mogliby wspólnie zamieszkać. Ale tamci wymigiwali się tym, że mają gdzie mieszkać. Mimo to, on cały czas im pomagał. Wyciągał szmal od Carlisla, by dać staruszkom. Cały czas myślał, że daje im na jedzenie i najpotrzebniejsze rzeczy. Oni sami tak mu mówili.
Pewnego razu, pojechał z Alice i Emmettem do nich, by sprawdzić jak im się żyje. Znalazł ich zalanych i mieli strzykawki w żyłach. Obudził ich i prosił o wyjaśnienia. Oni zaczęli się śmiać i powiedzieli mu, że był bardzo naiwny. Wtedy wszystko zrozumiał i doszedł do wniosku, że nikomu nie można ufać. Od tamtego czasu jest taki przykry. Wcześniej naprawdę był wrażliwym i dobry chłopakiem - skwitowała z żalem.
Byłam przerażona. Wiedziałam co ten chłopak czuje, ponieważ moja mama też miała różne przygody z taki ludźmi. Raz złączyła się z alkoholikiem i ledwo co się go pozbyła.
- To straszne, jak mogli się tak zachować? Teraz go rozumiem.
- Mi go też szkoda. To jak, idziemy na zakupy? - spytała z nadzieją. Ona i Alice kochały zakupy, a szczególnie, kiedy mogły kogoś ubierać. Musiałam skapitulować.
Podjechałyśmy po Alice. W świetle dziennym jej domu wyglądał jeszcze piękniej. Te dzieciaki miały wiele szczęścia.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie rozradowany głos chochlika
- Słońce, dziś zaszalejemy. Coś czuję, że jutro nie będziesz miała głowy na korepetycje z Edwardem - wychichotała a ja pokręciłam głową z dezaprobata.
- A coś się szykuje? Jakaś biba? - spytałam ze sztucznym entuzjazmem.
- Oczywiście że tak. Dziś Czwartek, a to oznacza, że jest całonocna impreza. Klub Joker. O dwudziestej. Dużo osób. Obecność obowiązkowa. - Hasła, którymi rzucała Rosalie, wcale nie brzmiały dla mnie zachęcająco. Wręcz odwrotnie. Nigdy nie przepadałam za popijawą i takiego typu zabawą. Ale coś mnie ciągnęło, żeby chociaż na chwilę tam wpaść. Aby zobaczyć, czy "imprezy" polegają na tym samym, co u mnie.
- Jasne. Nie mogę ominąć, prawda?
- Ależ oczywiście, że nie. Dlatego dziś wszystkie się sobą zajmujemy. Tobą w szczególności, Ślicznotko. - Alice dotknęła palcem czubek mego nosa. - Masz wielki potencjał na gwiazdę. Trzeba to tylko wydobyć, a w tym już nasza głowa, Kochanie.
- Mam się bać? Rozumiem, że jestem waszym zakładnikiem, tak? - zapytałam z nadzieją.
- Nawet jakbyś próbowała uciekać i tak cię znajdziemy, Złotko - zaśmiał się szyderczo chochlik.
- Kapituluję.
Zakupy jakoś przeżyłam. Sukienka całkiem ładna. Szczerze, to myślałam, że na takie imprezy zakłada się coś w stylu "jestem fajna i na luzie". Niestety, myliłam się.
[link widoczny dla zalogowanych]
Im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej potwierdzałam się w przekonaniu, że jest zbyt wyzywająca, jak dla mnie. Nie powiedziałam o tym dziewczynom, bo i tak by to nic nie zmieniło. Podejrzewam, że nawet było by gorzej dla mnie. Gdy się ich delikatnie zapytałam, czy nie jest zbyt uwodzicielska, one dały mi do wyboru jeszcze gorszą i sexowniejsza sukienkę. Zrezygnowałam. Musiałam znaleźć inny powód, by wymienić tą kieckę.
- Hmm, Alice, tak się zastanawiam, czy ta sukienka będzie się dobrze komponować z włosami - zadumałam się na chwilę.
Na wzmiankę o włosach od razu podbiegła do nas Rose, która jest ekspertką w tej dziedzinie, i zaczęła bacznie mi się przyglądać.
- Masz rację, Bello. Sukienka jest, a włosy masz też wpadające w czerń. Trzeba coś zrobić - wydukała zamyślona kuzynka.
Czułam smak zwycięstwa. W duchu chwaliłam się jak mądra i cwana jestem. Ale jednak, nie tym razem, kobieca podchwytliwość mnie przerosła.
Obie dziewczęta spojrzały na siebie znacząco.
- Mam pomysł - wypowiedziały słowa mej klęski w tym samym czasie.
- Sukienka jest prześliczna i cudnie w niej wyglądasz. Nie będziemy jej zmieniać. Absolutnie - Alice spojrzała na Rose - zamiast tego, możemy... cię przefarbować.
Zamarłam. What? Ich nicht versteche. Czy... one... właśnie... powiedziały... że... ja... mam... zmienić... kolor... włosów?
Szok na mojej twarzy ewidentnie je rozbawił.
- Tak, Bello. Idziemy Cię przefarbować. Może głęboka czerwień? Chyba dobrze będzie się komponowała z tą sukienkę? - Alice zapytała się Rose.
- Możliwe, ale ja bym proponowała blond...-automatycznie jej przerwałam.
- Niee! Nie! Nie! Nie ma mowy! Nie łatwiej zmienić kolor sukienki niż kolor włosów? - spytałam błagalnie. Ale na próżno.
- Jeszcze będziesz nam dziękować. - Dziewczęta pociągnęły mnie w stronę taksówki.
Kilka minut później byliśmy pod wielkim, ekskluzywnym salonem fryzjerskim.
- A-Alice, mnie chyba nie stać na zabieg w takim miejscu.
- Bello, spokojnie - zachichotała. - Mówisz tak, jakbyś miała mieć zaraz operację. A to tylko zwykłe farbowanko i to szamponetką.
- Czyli to zejdzie, mam rozumieć? - spytałam niepewnie.
- Tak. Nie bój nic. Będziesz wyglądała nieziemsko. Demon seksu.
Wciągnęły mnie do salonu, a mi szczęka opadła. Po dwóch stronach długiego korytarza rozciągały się stanowiska dla klientów. Ekspedjętami byli sami mężczyźni. Wyglądało to, jak z jakiegoś drogiego filmu amerykańskiego.
Po chwili szoku zauważyłam, że podszedł do nas wysoki, przystojny mężczyzna. Uśmiechał się gorąco, i wyglądał na geja. Tak, takie ciacho musi by gejem. Ugh... co za gorzkie życie.
- Witam me piękne. W czym mogę pomóc, Złotka? Alice, Rose, cóż za łabędzia mi przyprowadziłyście - jego głos pieścił moje uszy.
- Marco, Kochanie. Poznaj Bellę - uśmiechnął się i pocałował mnie w rękę.
- Miło mi cię poznać, Bello. Jesteś włoszką? - wymruczał, a mi serce stanęło. Zarumieniłam się i pośpiesznie odpowiedziałam.
- Cześć. Nie jestem włoszką. Niestety.
- Nie szkodzi. Po wyjściu stąd, wszystkie włoszki będą ci zazdrościły wyglądu, Bello. Zapewniam.
- No i oto chodzi. Marco. Przed tobą bojowe zadania. Ta dziewczyna ma wyglądać jak anioł, a raczej jak demon seksu. W grę wchodzi: fryzura, farbowanie i delikatny makijaż. Jako dziewica musi zachować lekkość - Rose uśmiechnęła się szyderczo. Jak ja jej czasami... nienawidzę? Ale ją kocham.
- Si. Wszystko będzie perfecto. Zapraszam - zaciągnął mnie na nieziemskie stanowisko. Teraz, to juz czekała mnie istna śmierć.
Po około dwóch godzinach pozwolono mi przejrzeć się w lustrze. Początkowo się cieszyłam, a potem przeraziłam. Głośną przełknęłam ślinę i pokierowałam się w stronę lustra.
[link widoczny dla zalogowanych]
To, co zobaczyłam, kompletnie mnie przeraziło. To nie byłam ja! Ten ktoś nawet mnie nie przypominał.
- I jak, Złociutka. Pięknie, nieprawdaż? - zapytał się podekscytowany Marco.
- Nie... znaczy się, nie wiem co myśleć. To nie ja.
- Uwierz mi, Bello. To ty. I jesteś śliczna. Jak z obrazka, Kochanie. - Kobieta w lustrze delikatnie się zarumieniła.
- Wiesz, trudno mi uwierzyć. Nie dziw mi się. Wyglądam zupełnie inaczej - wyszeptałam, z widocznym grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Może i wyglądasz zupełnie inaczej, ale ta zmiana wyszła ci na dobre. Dziś będziesz najbardziej pożądaną laską na imprezie - wyszczebiotała Alice.
Koszmarna wizja pod walających się nastolatków przeraziła mnie. Chciałabym to jak najszybciej zmienić. Niestety, już za późno. Zostawię tak, jak jest. Zrobię to dla moich przyjaciół.
- Dobrze, dziewczyny. Przyznam, że mi się też bardzo podoba. Będę musiała się przyzwyczaić.
Już około dwudziestej byłyśmy gotowe. Ja musiała znosić ich katuszę, a w zamian mogłam uczesać Alice. Rose trochę się wkurzyła, bo to ona zawsze wszystkich czesała, ale jakoś ją udobruchałam.
- Al, kiedy ta impreza się kończy? - spytałam niepewnie.
- Bello. Ona nawet się jeszcze nie zaczęła, a ty już się pytasz, kiedy koniec. Nie wiem za bardzo. Prawdopodobnie gdzieś na ranem.
- Co? Ja tam nie zostaję do rana. Zgadzam się wstępnie na jakieś trzy godziny. Potem wracam do domu - odpowiedziałam stanowczo.
- Taa, taa. Ok. Zbieramy się.
Pojechałyśmy taksówką. Dziewczyny przewidywały duże picie alkoholu. Ja oczywiście nic nie wypiję.
Weszłyśmy do wielkiego klubu i moją uwagę przykuła ogromna scena, a na niej Dj.
- To tutaj puszczają techno?
- Czasami, a czasami grają tu moi bracia i ich zespół - tą wypowiedzią Alice kompletnie zbyła mnie z pantałyku.
- Twoi bracia mają zespół?- spytałam zaszokowana. Ja sama lubiłam sobie coś pograć, ale tylko dla przyjemności.
- Tak, i nawet przyznam, że są dobrzy. Edward śpiewa i gra na gitarze. Emmett też gra na gitarze, a Jazz na perkusji.
- Wow, jestem w szoku. To świetnie. Mam nadzieję, że będę miała okazję ich usłyszeć.
- Masz szczęście, dziś właśnie zagrają. Tak tylko na pokaz, jedną czy dwie piosenki.
Po krótkiej wymianie zdań z Al, skierowałyśmy się w stronę tłumu.
Zauważyłam Emmetta, który nam pomachał, a obok niego znajdowali się chłopcy. Szybko dziewczyny do nich podeszły. Ja powolnym krokiem kierowałam się w ich stronę.
- Cześć, Skarbie. Wiedziałem, że pragniesz zobaczyć swojego misia w akcji, co nie? - zamruczał Em do ucha mojej kuzynki.
- Taa, taa, taa. Chciałbyś, niedźwiadku. Obejdź się smakiem. To na mnie nie działa. Dziś miodku nie będzie - drażniła się z nim.
Cały tłum wybuchł czystym i pogodnym śmiechem. Zdecydowanie tu nie pasowałam. Stałam z boku, bacznie im się przyglądają, aż na moje nieszczęście zwróciłam uwagę jednego z nich.
- Dziewczęta, co to za ognistą piękność ze sobą przyprowadziłyście, co? Nieładnie tak nie przedstawić nas sobie - zamruczał czule Edward, a mi zebrało się na wymioty.
- Oj, braciszku, widzę, że pamięć ci już siada. Starość, też radość, tylko pigułki trzeba łykać. Skleroza nie boli, ale cóż, jeśli naprawdę jej nie pamiętacie, to ją ponownie przedstawię - wyszczebiotała Alice z wielkim podnieceniem. No tak, miała się dziewczyna czym pochwalić. Jestem jej pierwszym "królikiem doświadczalnym"
Alice i Rose pociągnęły mnie do przodu, przez co się lekko zarumieniłam. Nie lubiłam być w centrum uwagi. To przynosiło w przyszłości tylko kłopoty.
- Panie i Panowie, przed wami piękna i seksowna Isabell. - Co ona se, kurwa, myśli. Przecież mam na imię Bella, ewentualnie Isabella a nie jakaś Isabell. - Demon seksu, symbol kobiecości... - Nie wytrzymałam i jej przerwałam. - Alice, proszę Cię, nie pieprz głupot.
Wszyscy stali osłupiali i patrzyli się na mnie nie dowierzając. Ja sama nie mogłam uwierzyć, że to ja. Zwykła, brzydka dziewczyna, a teraz "ten ktoś". Spróbowałam im się bardziej przyjrzeć. Emmett okazywał szok i zadowolenie. Rose i Alice były z siebie dumne jak dwa, cholerne, pawie. Jasper praktycznie nie zareagował, bo wciąż był wpatrzony na Al, śliniąc się ostro przy tym. Dziewczyna przyklejona do miedzianowłosego, przyglądała mi się z pogardą i nutka zazdrości. Tania blond zdzira. Natomiast sam, Pan Szanowny, Edward patrzył na mnie zdębiały i jeszcze nie mógł dojść do siebie. Zapowiadał się ciekawy wieczór.
Rozdział V
Edward***
Chyba wszyscy mieliśmy halucynacje, bo to niemożliwe, aby przed nami stała właśnie przepiękna, nowa Bella Swan. Gdy usłyszałem kim jest ta piękność, zamurowało mnie.
Wszyscy powoli dochodzili do siebie, wykonując niezręczne uśmiechy w jej kierunku, a ja, jak ten głupiec, wciąż pożerałem ją wzrokiem. Kurwa. Czy mnie doszczętnie pojebało?
- Braciszku, może podać ci śliniaczek? Bo zaraz podłogę zachlapiesz. - Emmett i te jego żarty. Akurat ta, jego złośliwa uwaga mało co nie wyprowadziła mnie z równowagi.
- Stary, nudzi ci się? Odpuść sobie .
- Mnie nie oszukasz.
- Wal się do cholery! O co ci chodzi tym razem?
- O tę piękną damę, na widok której oczy ci błyszczą - wskazał na Bellę, która właśnie rozmawiała z Mikem Newtonem.
- Chyba ci się coś po pierdzieliło - wrzasnąłem zdenerwowany. On umiał mnie przejrzeć o wiele szybciej, niż ja sam siebie.
- Radzę ci się pospieszyć, bo zaraz obślizgłe macki Newtona, zawisną na jej delikatnych plecach.
Po tych słowach chwile się zastanawiałem. Wiedziałem, że Mike jej nie odpuści. Bella natomiast, z grzeczności, z nim zatańczyła. Bardzo skomplikowane. I co ja mam teraz, kurwa, zrobić? Chyba powinienem się zrewanżować. Ona już raz uratowała mi życie. Teraz czas na rewanż. To chyba fair, no nie? Nic specjalnego. Tylko czysta, koleżeńska przysługa.
Szybkim i pewnym krokiem ruszyłem na ratunek Belli.
- Siema, Newton. Co tam słychać?
- Ślepy jesteś, Cullen? Spieprzaj, bo jestem zajęty.
Spojrzałem na Bellę, której wyraz twarzy ewidentnie błagał mnie o pomoc.
- Właśnie widzę. No cóż, Newton, to ty spadaj - odepchnąłem go i złapałem dziewczynę za rękę.
- Później mi podziękujesz, Skarbie - wymruczałem jej do ucha. Oczywiście ta kurewsko się zarumieniła, na co ja uśmiechnąłem się do niej.
Po chwili powolnego i romantycznego tańca, postanowiłem z nią trochę pogadać.
- Jutrzejsze korepetycje nadal aktualne, prawda?
- Tak, na pewno przyjdę.
- Będziesz miała dużo roboty. Jestem strasznie do tyłu z materiałem.
- Jestem pewna, że sobie jakoś poradzę. A jakie przedmioty zaliczasz?
- Yyy... No to będzie historia i chemia. Wiem, mam przesrane.
- Masz szczęście. Historia to mój konik. A z chemią też dam radę.
- No szczęście to mam. W końcu, nie pierwszy raz będziesz ratowała mi życie.
Dziewczyna chwilowo zesztywniała. Ha, myślała, że jestem aż tak głupi?
Nic nie powiedziała. Prawdopodobnie nie załapała o co chodzi, a może to ja się myliłem i to w ogóle nie była ona?
Taniec się skończył, ale ja nie chciałem wypuścić jej z objęć.
- Myślę, że pójdę poszukać Alice i Rose - wyszeptała nieśmiało.
- Pomogę ci, jestem pewien, że zaraz je znajdziemy.
Taka też była prawda. Po kilku minutach szukania, dostrzegliśmy je przy barze.
- Siema, Gołąbeczki. Moja słodka, Bello, czy miałabyś ochotę na jakiegoś drinka? - Taa, Emmett i te jego żarciki.
- Nie dziękuję, nie pije alkoholu. Poza tym jestem niepełnoletnia.
- Em, wiesz, jak możesz?! Moją siostrzyczkę na złą drogę sprowadzać. - Widać było, że Rose była już lekko wstawiona.
Bella patrzyła na nich zdezorientowana. Nie dziwię się jej. Gdybym to ja był tu nowy, też bym się trochę zniesmaczył zachowaniem tych tubylców, ale dla mnie takie jazdy to była normalka. Postanowiłem tego wieczoru, że jeszcze pomęczę dziewczynę moja obecnością. Podałem jej rękę i skierowałem się w stronę wyjścia na balkon.
Miałem mało czasu, ponieważ za chwilę gramy mały koncercik. Gdy już byliśmy na zewnątrz, osunęliśmy się na podłogę. Postanowiłem zacząć rozmowę.
- Przyjechałaś tu na wakacje, tak?
- Yhy. Mały, zasłużony odpoczynek.
- Zapewne. Słyszałem, że jesteś nieśmiała i bardzo utalentowana.
- Teoretycznie tak można powiedzieć, ale w praktyce to nie. - Od razu przypomniał mi się jej praktyczny test, z pierwszej pomocy, na mnie.
- W praktyce też jesteś zapewne świetna.
Bella się zarumieniła. Kurczę, dziewczyna wie, jak mnie powalić na łopatki.
- Tęsknisz za przyjaciółmi?
- W zasadzie większość mam ich tutaj.
- Tak, a kim oni są?
- No wiesz. Rose, Al, Jasper... Emmett...
Trochę się zawiodłem, że mnie nie wymieniła. No tak. A niby po co ja próbuję z nią się zaprzyjaźnić? Cullen! Wake up! Tu chodzi tylko o imprezę. No cóż, pewnie też trzeba będzie podtrzymać tradycję Cullena i ją zaliczyć. A co mi tam, niech dziewczyna ma choć jedną pamiątkę z wakacji. Automatycznie szyderczy uśmieszek pojawił się na mojej twarzy. Ok, teraz wracamy do zadania Edwardzie! Wkraść się w jej łaski, ale tylko troszeczkę. Ugh, jakie szczęście, że tu nie ma Tanya i Jess.
Podpaliłem sobie papierosa. Widząc po jej minie doszedłem do wniosku, że nie pali. I bardzo dobrze. Znacznie się do niej przysunąłem i nachyliłem nad jej uchem.
- To do jakiej grupy mnie zaliczasz, Bello? - Moja słodycz owinęła jej twarz, na której automatycznie wykwitł rumieńce.
Dziewczyna niezręcznie zahaczyła o moją rękę, w której trzymałem papierosa. Fuck! Przez tą niezdarę przypaliłem sobie kawałek kurtki. Bella zorientowała się i szybko podniosła.
- O mój Boże, przepraszam! Taki mi przykro. Ja naprawdę... - Przerwałem jej ten monolog.
- Nie przesadzaj, to tylko zwykła kurtka. Zdarza się. - Byłem trochę wkurzony. Ostatnim razem, gdy ktoś coś mi zniszczył, zbierał zęby na chodniku. Mój grymas musiałem zastąpić nieśmiałym uśmiechem. Cholera.
- Wiesz, nawet dobrze się stało. Źle było ci w tej kurtce i jest, no cóż, jest brzydka - powiedziała, przeszywając wzrokiem moją najdroższą, skórzaną kurtkę.
Teraz na serio się powstrzymywałem, żeby nie wygarnąć ile ta rzecz kosztowała.
- Chyba masz rację. Muszę ci podziękować - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Zawsze kiepsko u mnie było z samokontrolą, a w takich chwilach jak ta, zdarzały się zazwyczaj niemiłe wypadki. W głowie pojawiła mi się przeurocza wizja, w której ta mała wycierała podłogę w moim pokoju w samej bieliźnie. Tak, moja mantra trochę pomogła. Uśmiechnąłem się do niej ciepło i podała mi rękę, żeby wstać.
- Zaraz dajesz koncert, prawda? Tylko nie fałszujcie, bo i z tego będę musiała dać ci korki. - Czy ona właśnie ze mnie kpiła? Zdębiałem, to już za wiele.
- Och, to tylko żart. Na pewno nie jesteś aż taki zły. - Nie no, ta dziewczyna ma naprawdę wyjątkowe poczucie humoru. To może i ja trochę ją podenerwuję?
- Spoko. Na pewno będę cię dobrze widział ze sceny. Masz takie czerwone włosy. Na pewno żaden samochód cię dzisiaj nie potrąci.
I kto tu teraz jest na górze? Trzeba było wiedzieć, Mała, że z Cullenem się nie zaczyna. Ha!
Spojrzałem na nią z triumfalnym uśmieszkiem. To co zobaczyłem omal przyprawiło mnie o zawał serca. Bella chyba miała łzy w oczach, a jej twarz wyglądała tak, jakbym jej powiedział, że Mikołaj nie istnieje. Musiałem szybko poprawić jej humor, bo inaczej kujonka nas wyda.
- O! Nie to miałem na myśli. Piękny jest ten kolor, na stałe?
Jej włosy były dość ładne. Nawet bardzo, ale ja preferuję blondynki. Pociągnęła nosem i spojrzała na mnie tymi pięknymi oczętami.
- Naprawdę tak myślisz? Wiem, że są ładne w przeciwieństwie do twoich - słodko się uśmiechnęła. Ona po mnie ewidentnie jeździła. I to jak. Już miałem na końcu języka ciętą ripostę, gdy nagle sobie przypomniałem mój cel. W mojej głowie panował chaos. Szybko musiałem się opamiętać.
- Taa. To chodźmy lepiej na ten twój wyjec - wyszczebiotała i ruszyła w stronę baru. Fuck. Ale ta dziewczyna mnie irytuje, takiej jeszcze nigdy nie miałem.
Bella*
Byłam taka szczęśliwa. Mam nadzieję, że moje docinki go zadowoliły, bo jak nie, to mam jeszcze kilka takich tekstów. Edward wydawał się być miły, ale mnie nie oszuka. O, niee! Co prawda, jest mi go trochę żal. W taki okrutny sposób poznał biologicznych rodziców, ale to nie powód by zachowywać się jak pępek świata. Założę się, że ta kurtka kosztowała więcej niż sto dolców. Po prostu chciałam mu jakoś dowalić. Coś mnie w nim tak przyciąga.
Szybkim i zdecydowanym krokiem dotarłam do baru. Zaraz się zacznie koncert tego dupka. Zobaczymy co to będzie.
- No nareszcie. Gdzie byliście, Kochani? - Taa, cała Alice. Ten szpiegujący chochlik jest całkiem niebezpieczny. Czasami się zastanawiam, jak Jasper z nią wytrzymuje. Pewnie łyka niezłe proszki.
- Yyy. Edwardowi zrobiło się trochę słabo i musiałam mu pomóc. - Mała koloryzacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, a Emmett podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
- Edward nie stanął na wysokości zadania i teraz tak go tłumaczysz? Ha, typowe. Wiedziałem, Bello, że ten debil nie spełni twoich oczekiwań.
Cicho i podejrzanie zachichotałam, co wzbudziło uwagę innych, a szczególnie samego Edwarda.
- Em, świetnie to ująłeś. Niestety, była kompletna klapa. NIC się nie stało - powiedziałam troszkę głośniej, by każdy usłyszał i zrozumiał to tak, jak chciał.
Alice oczywiście zrozumiała to tak, jak powinna, a nawet pewnie coś sobie od siebie dodała, bo wybuchła ognistym śmiechem. Jasper i Rosalie musieli mieć podobny tok myślenia, ponieważ poszli w jej ślady. Tylko Edward stał jak słup soli i nie skapował o co chodzi.
- Czyli nie stało tak, jak on teraz stoi - powiedział Emmett, pomiędzy atakami śmiechu.
- Ooo, za dużo byś chciał. Nawet NIC nie drgnęło. - Sama zaczęłam się dławić śmiechem.
Emmett miał podobny charakter do mnie. Może moje żarty były nie na miejscu, ale nie mogłam sobie tego odpuścić. O, niee. Wyraz twarzy Edzia był po prostu BEZCENNY.
- Yyy, to może chodźmy się już przygotować, bo ktoś tu zaraz zawału dostanie. - Jazz spróbował trochę ochłodzić sytuacje, ale tymi słowami tylko ją pogorszył. Automatycznie wszystkie twarze zwróciły się na dupka. On odchrząknął i ruszył w stronę sceny. Em i Jazz podążyli za nim. Ja z dziewczynami nadal się śmiałam.
- Ok., Bells, a teraz gadaj, czy rzeczywiście było, aż tak źle - wybąkała Rose.
- Wiesz, jeśli lubisz rozczarowania to się z nim umów. Nie, żebym ja się z nim umawiała.
- Yhy, mój brat i ty. To mogłaby być coś. Nie sądzisz, Bello?
- Nieee. Idziemy zobaczyć jak wyją, czy nie?
Skierowałyśmy się w stronę sceny. Było dużo ludzi. Może niebyli aż tak źli. Pożyjemy, zobaczymy.
Na scenę wyszli Emmett, Jazz i Edward. Wow, normalnie, jak zespół Ich Troje. Kiedy pierwsze nuty zabrzmiały na sali, odpłynęłam i rozkoszowałam się cudownym głosem wokalisty.
" Sometimes I feel like everybody's got a problem
Sometimes I feel like nobody wants to solve them
I know that people say we're never going to make it
But I know we're going to get through this...
.............................................................
....Take my hand tonight
Let's not think about tomorrow
Take my hand tonight
We could find some place to go
Cause our hearts are locked forever
And our love will never die
Take my hand tonight
One last time..." *
Edward ma ogromny talent. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że będą fałszować. Teraz dziwnie by to wyglądało, gdybym do niego podeszła i powiedziała: "Słuchaj Ed, masz zajebisty głos, a ja przy tobie mięknę". No może troszkę przesadziłam, wykreśliłabym to, że przy nim zapominam jak mam na imię. Ale mniejsza o to.
Po "koncercie" podeszli do nas, nasze, gwiazdy. Oczywiście dostali ode mnie gratulacje. Impreza powoli się kończyła. Trzeba już iść do domu i muszę pozbyć się tego okropnego koloru włosów.
Piosenka Simple Plan - Take my hand
[link widoczny dla zalogowanych]
" Czasami czuję jakby wszyscy mieli problemy,
Czasami czuję jakby nikt nie chciał ich rozwiązać,
Wiem, że ludzie mówią, że nigdy nie będziemy robili tego,
Ale wiem, że będziemy przechodzili przez to....
..........................................
....Weź moją rękę tej nocy,
Nie myślmy o jutrze.
Weź moją rękę tej nocy,
Znajdźmy jakieś miejsce, by tam pójść,
Ponieważ nasze serca są zamknięte na zawsze,
I nasza miłość nigdy nie umrze.
Weź moją rękę tej nocy,
Ten ostatni raz...."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xxpaolaxx
Administrator
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Nie 20:14, 30 Sie 2009 Temat postu: |
|
Jak ja bym chciała usłyszeć to jak Edward śpiewa... Szkoda, że Bella nie ufarbowała się na stałe. Wyglądałaby cały czas sexy Te ich docinki są rewelacyjne. Gratuluję pomysłu!
Weny^^
Ps. Kolejny rozdział też jest super (już niedługo go dostaniesz zbetowanego ;P)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kizia-Mizia
Człowiek
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraśnik
|
Wysłany: Śro 18:39, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
Czy ktoś może ma kontakt z autorką, żeby się dowiedzieć czy planuje coś dalej. Bo chętnie bym poczytałą?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|